Dostałem dzisiaj komputer (po telefonie), gdzie opis można skrócić tak: kabel od monitora wyrwał port i kolega polutował ale komputer nie działa. Jak tylko zobaczyłem ręcznie docinaną maskownicę płyty głównej i wystający port z jakiejś karty graficznej czułem że łatwo nie będzie. W pierwszej jednak chwili okłamywałem się że może uda się usunąć port i dołoży się kartę graficzną i wszystko ruszy. O moja kochana naiwności.
Po otwarciu obudowy zobaczyłem widok szalonego pomysłu w postaci podłączenia portu audio do zasilania wentylatora, zasilanie stacji dyskietek podłączone do zasilania wentylatora frontowego (no przecież tu cztery piny a tu cztery otwory więc musi pasować). Wszystkiego dopełniło podłączenia portów frontowych USB “na czuja”. No ale przyklejenie (słowo lutowanie tu jakoś nie pasuje) portu VGA bije wszystko na głowę. Oczywiście dookoła portu popalone były wszystkie układy (które nie zdążyły odpaść). Zresztą co ja będę pisać – zapraszam do podziwiania tego rękodzieła.
Teraz trzeba to jakoś posprawdzać, to znaczy zobaczyć czy tylko płyta została uwalona czy jeszcze procek i RAM. Oczywiście mógł też dostać zasilacz a przez to i dysk. Ja wiem że poskładanie komputera to nic trudnego ale jednak aby przylutować 25 pinów na płycie głównej trzeba mieć jakiś tam sprzęt i trochę obycia z takim działaniem. Tym razem ręce opadają do ziemi.