W dawnych czasach oryginalne gry można było kupić albo wysyłkowo, albo w sklepach komputerowych w większych miastach (ewentualnie na zamówienie). Standardową praktyką było kupowanie gier z fotkami na opakowaniu za równowartość obecnych 2 zł.
Dawno nie było wpisów ponieważ: po pierwsze miałem urlop, a po drugie, czyszczę warsztat celem przerobienia go na… No właśnie na co? Chyba co raz mniej robię typowych napraw, a więcej coś piszę lub testuję. Efekt jest taki, że robię wielki przegląd gratów, które przez kilka lat zebrały się w przepastnych czeluściach mojego warsztatu. Na początek torba pełna dysków.
Czasami podczas porządków odkrywamy jakieś skarby, a czasami trafiamy na rzeczy, o których istnieniu wolelibyśmy nie wiedzieć. Tym razem gruntowne porządki robione były w serwerowni. Dwa znaleziska są nawet fajne za to trzecie .. cóż – prowizorki są wszędzie i tylko pytanie jak to do tej pory działa.
Posiadanie w komputerze karty muzycznej wcale nie było dawniej tak oczywiste jak jest to obecnie. Po pierwsze, układy te nie były wmontowane w płyty główne, po drugie, nawet podstawowe karty były dość drogie, a po trzecie, do takiej karty trzeba było podłączyć jakieś głośniczki czy też słuchawki, a to dodatkowy i nie mały koszt.
Był taki okres gdy procesory miały trochę ponad 100MHz, RAM liczyło się w MB, a karta graficzna nie wymagała osobnego reaktora jądrowego do działania. Z takich czasów pochodzi znaleziony na strychu komputer, który nie dość że działa to jeszcze okazuje się że pamiętam jak się nim posługiwać.
Przyszedł nowy rok i nie licząc serii o awariach (ostatnio XXX wpis) jakoś tak wyszło, że robiąc porządki trafiłem na kilka ciekawych (przynajmniej dla mnie) rzeczy. Inauguracyjnie więc zacznę od karty graficznej firmy ASUS o oznaczeniu V6600.