W zasadzie nie chodzę na filmy “na faktach” lub tych, które mogą opowiadać jakiś ważny historycznie epizod. Nie licząc miłego rozczarowania w postaci filmu “Jack Strong” polskie filmy nie mają dobrej renomy w tej materii. Czy jednak warto było się wybrać na film o znanym polskim kardiochirurgu Zbigniewie Relidze? Zdecydowanie tak.
Film mógł być pompatycznym opowiadaniem o sukcesie tego człowieka, mógł być też melodramatem lub monologiem poprzetykanym jakimiś zapiskami i starymi materiałami z telewizji. No więc tym ten film nie jest. Na szczęście reżyser postawił na klasyczne opowiadanie z wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. W zasadzie wszystko w tym filmie jest klasyczne w odniesieniu do filmów np. zachodnich. Mamy kilka zwrotów akcji, kilka na prawdę śmiesznych scen, przy których całe kino rechotało, kilka operacji i świetną końcówkę. To co mnie osobiście najbardziej się podobało to fakt, że oprócz oczywistej stałej grupy aktorów, pojawiło się kilka nowych twarzy. Bo nic nie wkurza jak kolejny film gdzie aktorzy są skopiowani z poprzedniego, i jeszcze wcześniejszego, i jeszcze starszego “super” filmu. Tutaj wiadomo kto jest pierwszoplanową gwiazdą, ale role drugo i trzecioplanowe są gęsto obłożone osobami mało lub wcale nie kojarzonymi z dużego ekranu. Przynajmniej mi. No i kolejna rzecz to świetnie oddany klimat lat 80′ w postaci aut, wystroju wnętrz (te maty słomkowe z wpinkami) czy ubiorów. Dobra, ale ja nie o “kostiumach” miałem pisać tylko o filmie. No więc widz nie męczy się i ogląda całość nie spoglądając na zegarek. Wiemy jak się film zakończy, ale i samo zakończenie jest zaskoczeniem (nie będę spoilował). Czy film jakoś bardzo mija się z prawdą? Nie mam pojęcia i podobnie jak w filmie “Jack Strong” mało mnie to obchodzi. Jeśli mniej niż połowa filmu ma bezpośrednie odniesienie do faktów to można mówić o cudzie jakim było doprowadzenie do transplantacji serca, czy samego otworzenia kliniki w Zabrzu.