Menu Zamknij

Lucy – film, który w trailerze przekazał więcej niż podczas seansu

W zasadzie nie planowałem wybrać się na to do kina, ale że to film Luca Bessona, to gdzieś tam chciałem zobaczyć cóż takiego zaserwował nam słynny reżyser. I to jest chyba jeden z wielu problemów tego film (tak aby dowalić od razu). Część osób pójdzie ze względu na reżysera, część została zachęcona całkiem niezłym trailerem, a część pewnie stwierdziła, że temat  ciekawy i wcale nie ważne kto gra główne role. I każdy został oszukany … w pewnym sensie.

Aby być sprawiedliwym to rozumiem zamysł i przesłanie filmu, ale już za nic nie rozumiem realizacji. Wg mojej oceny film można podzielić na pewne etapy przekazów. Na początku mamy reklamę “wdzięków” głównej bohaterki przez którą przenikają sceny przyrodnicze (aż się prosi aby pojawił się głos Krystyny Czubówny) niby podkreślające jakiś tam symbolizm. Potem jest rozwinięcie akcji z mocnymi akcentami firmy Samsung, która jednak ani nie pokazuje najnowszego sprzętu, ani jakiegoś bardzo wymyślnego. Na koniec mamy reklamę Peugeota, ale tutaj firma też poskąpiła bo rozwalane auta to komputerowe makiety latające na 30m. A właśnie jeśli chodzi o efekty specjalne to mamy przeżycie nostalgiczne z przełomu XX wieku, albo byłem na pirackiej, wczesnej wersji filmu, gdzie nie wszystko zostało dołożone. Nie widać może “green screen’u”, ale wszystkie animacje są jakby surowe. Wiem że się czepiam szczegółów, ale skoro te tak odwracają uwagę widza od filmu to qrcze sami się podkładają. Nie rozumiem też doboru aktorów bo o ile śmietanka Hollywood się pojawia to po co dodawać tam nikomu nie znanego aktora z Francji? Nie wiadomo po co tam jest i czemu niby ma odegrać jakąś ważną rolę.
Uff się zapowietrzyłem, a to dopiero początek. Pamiętam jak zafascynowany byłem (jestem) filmiem “Piąty element”, czy “Leon Zawodowiec”, i tutaj kilka elementów jest ewidentnie podobnych. Czasami można usłyszeć klimatyczny kawałek, niektóre sceny są po to aby się po prostu nimi cieszyć, ale zaraz następuje taki zwrot akcji, że zastanawiamy się, o co chodzi. Jak już pisałem, rozumiem przesłanie filmu, ale jednocześnie za nic nie rozumiem, jak taki reżyser mógł w tak płytki sposób podejść do tematu. Nie chcę spoilować, ale najlepszy dowód na to że z filmem jest ewidentnie coś nie tak jest końcowa scena, w której główna bohaterka (po osiągnięciu 100% możliwości swojego mózgu) chcąc przekazać wiedzą ludziom zmienia się w … pendrajwa. Serio. A no i jeszcze jednoczy się ze światem, dla tego może dzwonić do kogo chce tak jak to było w filmie “Kosiaż umysłów” (ostatnia scena).

Pozdrawiam i nie polecam.