Jak trafia do mnie sprzęt od osoby, która pali papierosy podczas pracy na komputerze, to tego zapachu nie da się pomylić z niczym innym. Zanim sprzęt zostanie zdiagnozowany ubieram rękawiczki i biorę środek czyszczący, a po wszystkim wietrzę warsztat przez dłuuuugi czas. Niestety w większości przypadków naprawa nie jest możliwa i pozostaje tylko zgrać dane z dysku. Bo papierosy są dla sprzętu tak samo zabójcze jak dla człowieka.
Tego laptopa podrzucił mi znajomy z pracy. Zaznaczył, że to sprzęt żony, która ma na nim bardzo ważne dane. Już w dotyku sprzęt, delikatnie mówiąc, kleił się, a po odwróceniu nie dało się nie zauważyć żółtego nalotu na kratce wentylatora. W pierwszej chwili myślałem, że to pozostałości po zalaniu kawą rozpuszczalną. Nos jednak wskazywał na coś innego.
– Żona pali?
– Pali i to sporo.
Standardowe przedmuchanie układu chłodzenia nic nie dało. W sensie, nie było chmury kurzu. To to czas na dobranie się do układu chłodzenia. W tym miejscu ukłon i podziękowanie dla DELLa za przemyślany sposób zamontowania klapki, która pozwalała na bezproblemowy demontaż radiatora. Jak chciałbym zdemontować wentylator, to już trzeba by rozebrać całego lapka, ale i tak, to duże ułatwienie.
No i moim oczom ukazał się następujący widok:
Dla osób nie rozumiejących problemy, już spieszę z wytłumaczeniem. Otóż normalny kurz da się wydmuchać choćby sprężonym powietrzem. Kurz wymieszany z dymem papierosowym daje efekt zaklejenia wszystkiego tłustą mazią. Jak więc taki sprzęt popracuje sobie trochę z zupełnie i na szczelnie zatkanym wylotem to efekt jest łatwy do przewidzenia. Zupełnie przegrzany chipset i kilka innych układów. Po wyczyszczeniu wszystkiego, przesmarowaniu świeżą pastą i wymianie termopadów, laptop nawet nie zazipiał. Pozostało tylko wyciągnąć dysk i sprawdzić czy nie jest uszkodzony. Na szczęście był w niezłej kondycji, więc dane zostały uratowane.