Laptop został zalany sokiem pomarańczowym, a serwis go dobił. W zasadzie nie było próby naprawy, a jedynie stwierdzenie zgonu “pacjenta”.
Od początku.
Znajomy przyniósł mi laptopa do diagnostyki po zaliczeniu bliskiego spotkania klawiatury z sokiem pomarańczowym. Szkoda maszyny bo Acer Spin 1 na papierze jest bardzo ciekawą konstrukcją. Matryca 11,6” FullHD z dotykiem, możliwość poskładania go do formy tabletu, wyjście HDMI, USB 3.0 oraz Windows 10. To tyle z dobrych informacji. Ze złych, to słaby procesor Celeron N3350, brak możliwości rozbudowy 4GB RAM, a co gorsze brak możliwości rozbudowy 32GB dysku. Od początku z laptopem był ten problem, że taka pojemność dysku nie pozwalała na przeprowadzenie aktualizacji.
W zasadzie nie mam pojęcia jakie jest zastosowanie takiej konstrukcji. No ale wróćmy do awarii.
Laptop został zalany sokiem pomarańczowym. Po tej akcji trafił do serwisu, który stwierdził, że naprawa będzie kosztować więcej niż nowa jednostka. Skoro serwis nic nie poradził to może mi się uda? Niestety po odkręceniu dolnej obudowy szybko się okazało, że ktoś nieumiejętnie demontował płytę główną i powyginał rurkę cieplną.
Na kolejnych zdjęciach widać też upalenie taśmy i złącza po tym, jak sok przelał się z klawiatury, poprzez otwór w obudowie, właśnie na tą taśmę.
Nie wiem tylko czy opłaca się naprawiać coś, co ma taką specyfikację jak mój domowy router.