Menu Zamknij

Takie tam z Oculus Rift DK2

Wyjazdy na szkolenia, konwenty, prezentacje, mają swoją część merytoryczną (lub inaczej oficjalną) oraz część mniej merytoryczną, ale nie mniej ważną (lub inaczej integracyjną). Podczas ostatniego Dolnośląskiego Konwentu Informatyków, podczas wieczornej części spotkania, zaserwowano nam kilka atrakcji, a jedną z nich była możliwość odczucia na własnej skórze jak działa Oculus Rift w wersji DK2.

Nie będę się rozpisywał o tym czym jest Oculus Rift, bo to nie test urządzenia, ale napiszę jakie były moje odczucia z dema jakie mi zaserwowano w ramach prezentacji produktu. Wcześniej nigdy nie miałem do czynienia z takim urządzeniem i może dla tego tak beztrosko podszedłem do sprawy.

W pierwszym momencie zauważyłem ziarnistość obrazu. Jest to spowodowane tym, że ekran ma dość niską rozdzielczość, a soczewki tylko to uwydatniają pokazując pojedyncze pixele. Ktoś też dość niefortunnie dobrał demo w postaci przejażdżką wagonikiem torowym po jaskiniach z lawą. Bo może i koncepcja całkiem słuszna, ale grafika mało realistyczna. Wszystko to nie miało znaczenia gdy tylko mój wirtualny wagonik ruszył. Mózg został w 100% oszukany i broniłem się z całej siły aby nie wychylać się na zakrętach, albo aby nie ściskać za bardzo uchwytów krzesła. Przypomniałem sobie jedną, bardzo ważną rzecz: ja nie lobię karuzel i innych tego typu atrakcji. To było jeszcze gorsze, ponieważ człowiek jest wzrokowo wyizolowany od otoczenia i nie mając punktów odniesienia jedyne co może zrobić, aby zniwelować efekty jazdy to zamknąć oczy. Pomogło. Popełniłem jednak błąd i otworzyłem je na w miarę prostym i szybkim odcinku gdzie było jednak widać skąd zaraz zjadę i gdzie skoczę. Zjazd udało się zaliczyć z otwartymi oczami, ale organizm tak się buntował, że skok zrobiłem na ślepo. Po zakończeniu jazdy udało mi się zejść ze stanowiska na w miarę prostych nogach, ale z twarzą zupełnie pozbawioną krwi. Mogłem stanąć koło firanki i nikt by mnie nie rozpoznał. Kolację zjadłem odczekawszy aż wróci mi naturalny kolor skóry, a i to długo musiałem się oswajać z myślą, że zaraz coś wpadnie do żołądka. Na drugi przejazd nie dałem się namówić.