Do czasu, aż nie postawiłem jej na biurku nie widziałem, że wszystko mam czarno-srebrne (szare jak kto woli). Chodzi o klawiaturę firmy Apple, a jak wiemy produkty tej firmy słyną z białej kolorystyki. Tak więc mój czarno-srebrny “piec” razem z czarno-srebrnymi monitorami i czarno-srebrnymi głośnikami otrzymał biała towarzyszkę. Czemu właśnie ją? Otóż od pewnego czasu miałem problem z pisaniem tekstów na moim stanowisku w warsztacie. Przez ostatnie pół roku przewinęło się kilka klawiatur różnych firm. Były modele droższe i tańsze, klasyczne i udziwnione, stare i nowe. Łączyło je jednak to, że po prostu mi nie pasowały. Nie miałem zamiaru specjalnie napalać się na jakiś konkretny model jakiejś konkretnej firmy (chociaż pewna klawiatura firmy Lenovo latała mi po głowie), aż tu nagle pojawiła się w zasięgu biała klawiatura z nadgryzionym jabłkiem od spodu. Nie była nowa (dla tego mogłem sobie na nią pozwolić) i dzień testów wystarczył na decyzję. Minusy? No są, na przykład króciutki przewód czy inny układ klawiszy (zmieniony już w rejestrze). Na plus można zaliczyć bardzo precyzyjne klawisze, szczególnie spację. Mam taki nawyk, że spację “klikam” w lewą cześć kciukiem i nie we wszystkich klawiaturach “łapało” znak. A tutaj idealnie. Z ciekawych rzeczy są dwa wejścia USB pewnie z myślą o myszce też tej firmy też z krótkim przewodem, ale przynajmniej jest gdzie wetknąć pena jak już w “piecu” brak wolnych portów.
Posiadanie tej klawiatury nie uczyni mnie fana firmy Apple, ale na pewno teraz rozumiem dla czego właściciele jej produktów tak chwalą sobie ergonomię swoich “zabawek”. A może by tak MacMini?