Gdybym miał tyle czasu co bym chciał to powstało by kilka nowych wpisów z serii “Awarie komputerowe”, “Świadomość ludzka leży i kwiczy, a jeszcze ją kopią”, “Nie gram w gry, chyba że to”. Niestety brak czasu objawił się tym, że ograniczyłem swoją działalność nie tylko w sferze blogowej, ale również growej, filmowej, serialowej i czytelniczej. A przepraszam, tutaj jeszcze coś czytuję, ale tylko do śniadania.
Zacznę więc od tego, że trafiają do mnie ostatnio trzy kategorie sprzętów.
Kategoria nr 1: totalny trup
Kilka komputerów i laptopów trafiło, już nawet nie w stanie agonalnym, a jako ciche i spokojne trupy. Czasami uszkodzona płyta (w laptopie), czasami przepalony zasilacz pociągał za sobą wszystko co miał podłączone, a czasami po prostu starość dawała o sobie znać. Bo ja rozumiem, że ktoś ma kilku letni komputer, ale ostatnio stwierdzałem zgon Athlona XP i CeleronaD. Najbardziej dziwiło mnie to że ich użytkownicy do końca wierzyli w to, że uda się je uratować i nadal na nich pracować.
Kategoria nr 2: uwalony dysk
Pisałem już o tym jakiś czas temu, ale widać temat jest nadal aktualny. W ostatnim, powiedzmy, półroczu, gdzieś połowa maszyn jakie do mnie trafiała, to uszkodzenia dysku. W kilku przypadkach były to maszyny kilku tygodniowe, więc już na starcie sprzęt był strzelony.
Kategoria nr 3: wirusy, robale i inne paskudy
No tutaj to w zasadzie królują bumerangi. To miano zarezerwowane dla maszyn ciągle wracających z tym samym problemem. Oczywiście rozwiązanie jest proste, a jest nim prewencja. No ale tłumaczenie, że po to zakładam konto administracyje i do pracy, aby logować się na to drugie, a hasło do pierwszego mają znać tylko osoby dorosłe, które decydują o instalacji oprogramowania. Oczywiście po maksimum tygodniu latorośl tak ględzi rodzicom, że ci podają hasło no i problem gotowy. Najlepsze jest jeszcze to, że autorytet takiego informatyka nic nie znaczy wobec kolegi co to poleca odinstalowanie antywirusa bo to przecież obciąża komputer i do tego blokuje najlepsze gry i strony. Zastanawiam się tylko czy ludzi stać na to aby co miesiąc wołać kogoś do komputera?
Tyle o sprzęcie, teraz o grach.
Jeszcze kilka tygodni temu grywałem w Borderlands2, Robocraft, czy Minecrafta z córkami (własny serwer i gry i TeamSpeaka – miodzio). Nawet fakt, że w domu pojawiło się PS3 nie zmienia faktu, że grałem na nim w sumie może 2 godziny. Wygląda na to że pewne priorytety wzrosły, a inne zmalały.Nie rzuciłem jednak gier, ale wieczorami nie dysponuję takim zapasem czasu, aby coś sobie odpalić dla relaksu, o zagłębianiu się w tak angażujące gry jak Skyrim nie ma wcale mowy. Może jesień i zima przyniesie więcej czasu.
Odnośnie bloga to ciągle sobie powtarzam, że pisanie tutaj pozwala mi uporządkować pewne sprawy i podszlifować samo pisanie. No bo skoro zacząłem pisać dla “IT w Administracji” to trzeba się rozwijać czymś więcej niż tylko comiesięcznym felietonem. Tak czy siak tematów do pisania jest ogrom, ale nie ma czasu przelać tego przez klawiaturę do świata cyfrowego.
A i jeszcze czytanie. Dzięki posiadaniu smartfona (opiszę kiedyś to g$%no od Samsunga) odkryłem , że przy śniadaniu można przeczytać kilka stron książki. Obecnie, a w zasadzie ciągle, czytam serię Achaja oraz okazjonalnie coś Clarksona. O ile wygoda jest mocno dyskusyjna (ekran 3,5”) to po pewnym czasie się przyzwyczaiłem bo to rozwiązanie ma kilka znaczących zalet. Zawsze mam telefon przy sobie no i mieści się w kieszeni. Taki teblet czy eBookReadera trzeba by ekstra taszczyć i są one sporo cięższe od małego telefonu. Jak tylko zakupię coś większego to komfort się poprawi. W ostateczności można na telefon wgrać audiobooka i siedząc w serwerowni, zamiast wsłuchiwać się w szum wentylatorów, odsłuchiwać “Grę Endera” czy “Dune”.
Mam też kilka spraw związane z pracą, a tam ciągle się coś dzieje. Nie chodzi mi tu o awarie, czy problemy userów, ale o wdrożone rozwiązania i zakupione narzędzia. No ale o tym wszystkim napiszę …. kiedyś.