Wyobraźmy sobie system do wymiany dokumentów pomiędzy instytucjami na terenie Polski. Na system poszło kupę kasy, a wygląda i działa jakby był tworem osób co przedawkowały środku ogólnie przyjęte za nielegalne. Niestety używanie tego systemu jest obowiązkowe i obligatoryjne, a często procedury wymiany dokumentów w tym systemie mają się nijak do obowiązującego prawa.
I sytuacja z dzisiejszego poranka: system nie działa, albo raczej "trochę" działa. Ponieważ już jestem przyzwyczajony do tego że nawet jak coś w nim jest grzebane to nikt nie raczy poinformować o tego typu akcjach więc dałem sobie spokój w drążeniu tematu. Po godzinie 14 sprawa stałą się poważna bo miały być odebrane ważne dokumenty więc dzwonię na infolinię. Dowiedziałem się między innymi że nie mają w obowiązku informowania o nieprawidłowym/niestabilnym działaniu systemu jeśli to nie jest akcja serwisowa. Tłumacząc: jak się system sypnie to wam nie damy znać bo sami nie wiemy co i jak. Nie wiadomo też kiedy system będzie działał normalnie, a powrót do stanu normalnej pracy też nie będzie komunikowany w żaden sposób. No i najlepsze. Mówię więc Pani z infolinii, że system nie działa, albo działa z przerwami więc może wypadało by dać jakąkolwiek informację na stronie. Dostaję odpowiedź:
– [Infolinia] Ale przecież system działa;
– [Ja] No jak działa jak nie można pobrać dokumentów, albo nie można ich wysłać;
– Nie działa tylko część funkcji więc system działa;
– [J] Skoro działa tylko część funkcji to system nie działa bo nie wiadomo czy jak puścimy pismo to ono dojdzie;
– To proszę komunikować się z tymi komu macie wysłać pismo aby sprawdzić;
– [J] Oni nie mogą się zalogować więc co mają sprawdzić?
– To proszę czekać;
– [J] Ale my mamy sprawy terminowe więc czekać nie możemy.
I tak można by długo więc urwałem rozmowę tekstem że poczekamy.
Ja się tylko zastanawiam gdzie podstawowa komunikacja i gdzie te miliony co poszły na system, ale widać nie na jego obsługę.