Dzień zaczął się normalnie i nic nie zapowiadało, że będzie taki jaki był. Fakt, wczoraj ilość problemów rosła logarytmicznie, a to że od jakiś 3 tygodni męczy mnie choroba wcale nie pomaga. No ale dzisiaj to już przesada.
Pierwszą "jaskółką" zwiastującą problemy był gość w aucie dostawczym, który najwyraźniej stwierdził, że jednak on ma pierwszeństwo na rondzie i o mało nie doszło do wypadku. W samej pracy męczyłem się przez chorobę, a myśl o tym że popołudniu mam iść do lekarza wcale mi humoru nie poprawiała. Jakoś jednak przetrwałem (nie bez problemów) i stawiłem się przed wyznaczonym gabinetem o wyznaczonej porze. No może trochę przed nią bo wiadomo jak jest w przychodniach. Asekuracyjnie zapytałem się z której godziny pacjenci teraz wchodzą, ale w zamian otrzymałem odpowiedź, że idzie wg kolejki. Nie lubię tego bo skoro mam umówioną godzinę to czemu mam z tego rezygnować? No ale były tylko 2 osoby to nie ma co narzekać. Lekarz zaskoczył mnie nawet pozytywnie bo po pierwsze obalił diagnozę poprzedniego "człowieka w białym kitlu", a po drugie zlecił prześwietlenie celem ustalenia co z moimi zatokami. Oczywiście w obecnym stanie L-4 i kazał uważać na siebie można się jeszcze doprawić. Jako osoba pracująca muszę przedstawić pracodawcy odpowiedni druczek mówiący o tym, że nie stawię do pracy się bo mój organizm zrobił sobie wolne od normalnego funkcjonowania. No i tu kolejny problem bo muszę podać mój numer NIP albo przynajmniej numer i serię dowodu osobistego. Dowodu nie miałem a NIP'u nigdy nie pamiętam. Pamiętam za to, że numer NIP nie służy już do identyfikacji osoby, która nie prowadzi działalności bo od tego jest PESEL. No to grzecznie pytam się pani w okienku czy na pewno muszę NIP i czy PESEL nie wystarczy. Odpowiedź raczej oczywista bo "ona" nie słyszała o czymś takim, a rubryka jasno mówi NIP więc NIP, a w ostateczności dowód osobisty. No to za telefon i po chwili podałem NIP (mając spore wątpliwości czy jednak prawidłowo).
Kolejny przystanek to RTG. Zero pacjentów więc podałem receptę i czekam na wezwanie. No i zjawia się pani z pytaniem czy się przemeldowywałem. No nie przypominam sobie abym to robił jakoś ostatnio.
Kartoteka jednak wskazuje że mam inny (czyt. stary) adres. Więc kolejne tłumaczenia, że od 8 lat tam mieszkam i w tym czasie nie raz byłem u lekarza i robiłem badania i nie obchodzi mnie, że oni u siebie mają inaczej.
Prześwietlenie zrobione – pora na aptekę.
Już leki mają być wydane, ale pani pyta czy jestem ubezpieczony w Polsce? WTF??? No mówię że oczywiście bo tutaj pracuję na co dostałem odpowiedź że "pan w białym kitlu" nieprawidłowo wypełnił receptę. Na szczęście pani mnie kojarzyła i obyło się bez problemów.
Na koniec anegdota również związana z moją przychodnią.
Pojechałem zrobić prześwietlenie kręgosłupa do szpitala, który ma lepszy sprzęt. Wszystko załatwione, czekam na zdjęcie i pan w okienku daje mi je ale bez płytki CD. Pytam więc czy mogę prosić o nagranie zdjęcia również na płytę a on odpowiada, że po co skoro u mnie w przychodni komputerów nie mają. Nagrał na szczęście jak powiedziałem, że planuję pojechać na konsultacje gdzieś gdzie mogą mieć taki wynalazek.