Tak to już jest że sukces kasowy powoduje efekt "dojenia krowy". Tak było z filmem z roku '94 pod tytułem Stargate i jego rozwinięciami w postaci serialów. Film był udany i wniósł trochę świeżości do działu Si-Fi. Powstały trzy seriale opierające się o pierwowzór. Stargate: SG-1, Stargate: Atlantis oraz Stargate: Universe. Ten ostatni miał premierę kilka tygodni temu. Niestety o ile SG-1 to klasyka, a Atlantis również jest dobry to Universe nie trzyma się przysłowiowej kupy. Pomysł jest dobry: ludzie z pewnej basy zostają zaatakowani, ale zamiast wrócić wrotami na Ziemię trafiają na statek kosmiczny. I tu dobre pomysły się kończą. Cała akcja to ciągłe oglądanie profili psychologicznych postaci, a akcja jak do tej pory była znośna w jednym z dziewięciu odcinków. To jednak czego chyba najbardziej brakuje to humor, którego nie brakowało w poprzednich seriach. Tutaj wszystko jest baaardzo poważne, a próby przemycenia czegoś humorystycznego zwykle są żałosne. Nie wiem co przyświecało twórcom aby zrobić serial w takiej konwencji ale im nie wyszło. po prostu chyba sami nie wiedzieli co chcą osiągnąć.