W ramach weekendowego dotleniania postanowiłem wybrać się na grzyby. Wstałem skoro świt (6:30 rano) po czym uzbrojony w wiaderko i nożyk ruszyłem w knieje. Po pół godziny szwędania się po "swoich miejscach" stan był zerowy. Nosz kurcze pouciekały czy co? Udałem się więc na dalsze miejsca gdzie kiedyś znajdowałem ładne sztuki. Grzybów nie znalazłem ale znalezisko też okazało się okazałe.