Menu Zamknij

Kwadratowy świat – tak, jak też trafiłem do Minecraft’a

Zawsze lubiłem klocki LEGO. Do tej pory pamiętam pierwszy zestaw przywieziony z Włoch (wóz strażacki z obracaną drabiną i strażakiem), oraz wszystkie kolejne. Miałem też dwa zestawy Technics (auto z układem kierowniczym i helikopter). Przez wiele lat konstruowałem przeróżne rzeczy za pomocą zgromadzonych zestawów i nawet czasami łączyłem klocki z czymś co nie było klockami LEGO (walkmen posłużył za świetną wyciągarkę). No ale lata lecą i z klockami miałem jeszcze styczność na studiach gdzie za pomocą zestawów Mindstorm robiliśmy laborki. Pamiętam że kiedyś powstała gra/program gdzie można było z dowolnych klocków układać coś graficznie, ale powiem szczerze jakoś nie przypadło mi to do gustu. Od tygodnia za to bawię się w grze Minecraft i to ona najbardziej przypomina mi właśnie potężne pudło z klockami LEGO. Tak wiem, są przeciwnicy i inne rzeczy, ale sama radość postawienia budynku czy zbudowania jakieś automatycznej maszynerii jest niesamowita. To gra to sandbox gdzie to gracze decydują jak i co zrobić. Chcesz zbudować szklarnię i hodować roślinki – proszę bardzo; chcesz walczyć z hordami przeciwników – oczywiście możesz; chcesz zbudować sobie Star Destroier'a ze Star Wars'ów – a proszę cię bardzo. To ty i twoja wyobraźnia decydujecie o tym co i gdzie będzie. Dodatkowo jest to idealna gra dla osób, które nie mogą sobie pozwolić na granie bez przerw i nie chodzi mi o bycie "no-lajfem" tylko o możliwość przerwania w każdym momencie. Jedna runda w League of Legends to około 10-40 minut, World of Tanks podobnie, jedna misja w Mass Effect to od 5 do 30 minut. W MC mogę grać stawiając system, dłubiąc w kompie czy konfigurując laptopa i nie ma problemu. Tylko trochę to śmiesznie brzmi: Co robiłeś? A zabijałem hordy obcych, a ty? A postawiłem sobie nowy domek i trafiłem w kopalni na bogate złoże diamentu.